Translate

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Dziś włosowo nie będzie.

Dlaczego nie o włosach? Wszystko za sprawą marki Rimmel. Spośród rzeszy kandydatek zostałam wybrana na inspiratorkę marki Rimmel i dzięki temu mogę teraz testować zestaw kosmetyków. 
W zeszły piątek otrzymałam paczuszkę, w której znajdował się podkład Wake Me Up oraz nowość maskara Wonder'full Wake Me Up. 
Po pierwsze jest mi niezmiernie miło, że zostałam wybrana. W sumie jaka kobieta nie ucieszyłaby się z darmowych kosmetyków, dodatkowo dobrej i sprawdzonej marki? Ja się ucieszyłam :D


Nie czekając ani chwili rozpakowałam podarunek i zaraz postanowiłam wypróbować oba kosmetyki. 
I tak oto moje pierwsze wrażenie jest mieszane. I tak jak tusz do rzęs jest dla mnie ideałem i zaraz po pierwszym użyciu zakochałam się w nim, tak podkład nie jest w moim typie.

Zacznijmy od podkładu. Nowa formuła z witaminą C, jednak nie używałam wcześniejszej wersji, więc nie wiem jak się do siebie mają obie wersje. Podkład jest typowym podkładem rozświetlającym i tak oto ja używająca jedynie kremów BB wyglądam po jego nałożeniu jak brokatowa bąbka choinkowa. Jak dla mnie zdecydowanie za dużo drobinek. Jednak sprawdza się jako dodatek do mojego kremu BB, po nałożeniu go delikatnie na policzki i skronie rozświetla cerę. Zdecydowanie dobrze kryje, jednak obecnie będę go używać jako dodatek do mojego kremu, niż jako samodzielny podkład.



Tusz do rzęs jak już wspomniałam, to mój faworyt. Duża szczoteczka, której z początku nieco się obawiałam, okazała się idealnie dopasowana do mojego oka i rewelacyjnie podkreśla rzęsy. Świetna konsystencja, nie jest ani za gęsty, ani za rzadki. Dobrze dopasowany dozownik pozwala na wydostanie się z opakowania tylko tyle tuszu ile jest konieczne do pomalowania rzęs. Nie mniej i nie więcej. 

Formuła z witaminami i ekstraktem z ogórka sprawia, że rzęsy są gładkie i odżywione. Precyzyjna szczoteczka dociera do każdej rzęsy osobno sprawiając, że są pogrubione, podniesione i rozdzielone bez grudek – dając efekt otwartego oka. A dodatkowo pięknie pachnie! Orzeźwiający zapach ogórka rozbudza zdecydowanie przy użyciu o poranku :)

środa, 22 kwietnia 2015

Odkrycie Biosilk?

Rozjaśnione końcówki potrzebują nawilżania. Jednak w moim przypadku nie jest to takie proste. Moje włosy są z natury matowe i nieco wysuszone przy czym jednocześnie u nasady dość szybko się przetłuszczają. Regularne stosowanie masek jest ok, ale mimo wszystko nie wystarcza.
Szukałam od dawna jakiegoś ciekawego produktu, nie koniecznie olejku, który mógłby wygładzać moje włosy na codzień. Jednak trafiłam na olejek.
Myślałam że po niezbyt owocnej terapii jedwabiem firmy Biosilk nigdy do niej nie wróce, jednak myliłam się.
Znalazłam go w Biedronce. Tutaj znów ukłon w stronę sklepu, ponieważ ostatnio można znaleźć tam naprawde niezłe skarby. Buteleczka malutka, identyczna jak w przypadku jedwabiu (15 ml). Cena jaką musimy zapłacić za olejek, to 4,99 zł. Jak dla mnie jest to nie duży wydatek, tym bardziej, że olejek jest bardzo wydajny. Wystarczy kilka kropel, aby dokładnie pokryć końcówki włosów.




SKŁAD:
Cyclopentasiloxane, Cyclotetrasiloxane, Cyclohexasiloxane, Passiflora Edulis (Maracuja) Seed Oil, Hydrolized Silk, Hydrolized Quinoa, Phenoxyetanol, C12 Alkyl Benzoate, Fragrance (Parfum), Butylphenyl Methylipropional, Limonene, Linalool, Hexyl Cinnamal, Geraniol, Benzyl Salicylate, Citral, Citronellol, Alpha-Isomethyl Ionone

PLUSY:

- zdecydowanie zmniejsza puszenie

- końcówki są nawilżone
- rozczesywanie jest łatwiejsze, włosy są mniej splątane
- cudownie pachnie- nie obciąża- nie skleja włosów, a nawet sprawia, że są bardziej sypkie
- mimo, że buteleczka jest mała, to bardzo poręczna i aplikacja jest bardzo wygodna.
- konsystencja - nie jest ani za rzadki, ani za gęsty przez co zawsze wylejesz go na dłoń tyle ile trzeba


Polecam spróbować, może akurat komuś przypadnie do gustu. Ja zafascynowana marakują, postanowiłam jeszcze spróbować tego owocu. Również polecam! :)


Miłego dnia! :)

poniedziałek, 30 marca 2015

Radical med- czyli jak ograniczyć wypadanie włosów?

Mam problemy z wypadającymi włosami. To zdarza się co jakiś czas. Chwile są piękne i na szczotce po czesaniu nie zostaje prawie nic, aż tu nagle zaczynają wychodzić garściami. Zdarzało mi się to niegdyś w okresach przejściowych na wiosnę, czy jesienią, ale z czasem zaczęło powtarzać się częśćiej. Jantar (kiedyś może napisze o nim więcej) tu już nie wystarczał. Zaczęłam szukać więc czegoś nowego. Kiedyś brałam Revalid, który całkiem sobie radził, jednak potrzebowałam czegoś nowego. I tak znalazłam w czeluściach internetów RadicalMed. Cała linia medyczna Radicala znajduje się w aptece, ja jednak wybrałam odżywkę w sprayu. Cena jest zachęcająca,  bo w zależności od apteki kupicie go od 15 do 20 złotych. Jak na budżet studenta to nie majątek. 

Konsystencja i zapach podobny do wcierki Jantar. Jak dla mnie troche przypominający męskie perfumy, co w zupełności mi nie przeszkadza i tym bardziej zachęca mężczyzn do jej wypróbowania. Sam zapach jednak na włosach nie bardzo się utrzymuje.Odżywka jest dość wodnista i nie obciąża zupełnie włosów. Dla moich nie było znaczenia, czy aplikuje na mokre czy suche. Nie przetłuszczała ich w żadnym wypadku. Jeśli chodzi o wydajność, to tutaj również duży plus, ponieważ 200 ml starczyło mi na całe 3 miesiące użytkowania (stosowałam niemal codziennie). Po około miesiącu zaczęłam zauważać pierwsze efekty. Na mojej głowie zaczęło pojawiać się dużo babyhair. włosy były mocniejsze i odżywione. Nowe włoski pojawiają się na całej głowie, nie tylko na zakolach, czy przy szyi. Po 3 miesiącach przeczesując włosy czułam klujące kilkucentymetrowe włoski. Odżywka zdecydowanie ograniczyła też wypadanie włosów, i i mimo tego, że skończyłam ją stosować dobry miesiąc temu to efekt nadal się utrzymuje.

Jedynym problemem jaki mam po zastosowaniu odżywki to wszędzie wychodzące małe włoski. Z którch mimo, że sterczą w każdą stronę, bardzo się cieszę :)
Na zdjęciu możecie zobaczyć moje niesforne kłaczki :)

środa, 11 marca 2015

Długa nieobecność i ulubione maski do włosów.

Po dłuuugiej nieobecności postanowiłam napisać do Was. Nie było mnie bardzo długo, i nie wiem czy jest sens się tłumaczyć. Nie czułam potrzeby napisania o niczym, goniła mnie nauka i pisanie pracy, więc zupełnie zapomniałam o blogu. Teraz gdy emocje już opadły mam dla was recenzję. W planach jest ich kilka i mam nadzieje, że pojawią się one w najbliższym czasie, żeby znów nie robić prawie rocznej przerwy :)
Kilka tygodni temu natknęłam się w Biedronce na maski do włosów marki L'biotica z seri Biovax. Przypomniałam sobie wtedy jak bardzo lubiłam tą regenerującą z miodem (ta w biało- żółtym opakowaniu). Postanowiłam jednak przetestować inne z tej serii. Mój wybór padł na intensywnie regenerującą z keratyną i drugą z naturalnymi olejami.


Jako pierwszej użyłam tej z naturalnymi olejami i od razu się zakochałam. Zaraz po otwarciu saszetki urzekł mnie piękny zapach maseczki. Konsystencja jest jak dla mnie standardowa, kremowa jak każda zwykła odżywka. Nakłada się przyjemnie i sprawnie, jedynym minusem może być otwarcie saszetki (lepiej ją przeciąć niż odrywać w oznaczonym miejscu) i wydobycie zawartości ze środka (lepiej zrobić to na jeden raz, bo ręce się ślizgają) Jeśli chodzi o wydajność to zdecydowanie zależy to od długości i gęstości włosów, oraz od tego, czy lubimy nakładać dużo odżywki czy tylko delikatnie. Mimo wszystko dziewczynom z delikatnymi włosami czy krótkimi jedna saszetka powinna wystarczyć na przynajmniej dwa użycia. Jak dla mnie wystarcza na jedno, ale nie jest to duży problem, ponieważ cena tej maseczki to 1,99 zł, więc nie majątek. Nakładam ją na jakieś 20-30 minut w zależności od tego ile mam czasu. Czas trzymania odżywki na włosach również zależy od ich rodzaju i porowatości. Zbyt długie przetrzymanie jej na delikatnych włosach sprawi, że bedą one obciążone. 
Skład odżywki mimo alkoholi jest całkiem przyjemny, a zawarte w niej oleje są na wysokim miejscu w składzie. 

Polecam ją przede wszystkim dla osób ze zniszczonymi włosami, szorstkimi, czy matowymi. Maska świetnie je wygładza i nadaje delikatny blask. Dobrze regeneruje włosy i odżywia je. Oczywiście nie uratuje ona doszczętnie zniszczonych końcówek, które wymagają podcięcia, ale poprawi zdecydowanie wygląd włosów. 
Moja ocena to 5/5

Druga maseczka z keratyną i jedwabiem ma podobne działanie. Nie będę się dużo o niej rozpisywać, ponieważ użyłam jej jedynie kilka razy. Jest ona zdecydowanie łagodniejsza i delikatniejsza od wcześniejszej, dlatego idealna będzie do włosów słabych, cienkich i bardzo delikatnych. Daje podobny efekt jak brązowa, jednak na moich włosach nie jest on aż tak spektakularny. 


W składzie nadal znajdziemy alkohol, ale moim włosom on nie przeszkadza. Znajdziemy tam oprócz keratyny i jedwabiu olej migdałowy, który nadaje maseczce delikatny słodkawy zapach. Wydajność identyczna jak w brązowej masce. 
Moja ocena: 4,5/5


Obie maseczki świetnie się sprawdzają. Są łatwo dostępne, co na pewno jest dużym plusem. Jeśli któraś z nich wyjątkowo przypadnie Wam do gustu polecam zakupienie całego słoiczka. Są one dostępne w sieci drogerii Hebe. Warto skusić się na którąś z nich.

Na koniec chciałabym się z wami podzielić jeszcze kilkoma zdjęciami z ostatniego wyjazdu do Berlina. Był to naprawdę udany weekend w wyborowym towarzystwie :)