Translate

środa, 30 kwietnia 2014

co z olejowaniem?

Tak wiele rzeczy (oczywiście pozytywnych) przeczytałam o olejowaniu włosów, że i ja postanowiłam tego spróbować.
Od dłuższego czasu próbuję sprawić, by moje włosy były takie lejące i sypkie jak miałam w dzieciństwie. Były proste jak patyki, wychodziły z każdej frotki i nie mogły się na nich utrzymać żadne spinki. Może to dziwne, ale chciałabym wrócić do takiego stanu. Ktoś zasugerował mi, że dobrym sposobem byłoby zacząć olejować włosy.
Więc zaczynam.
Ale jak? Bardzo prosto :)

Po pierwsze wybór oleju. Oczywiście nie jakiś tam rzepakowy czy coś takiego :D Najlepiej zacząć od oliwki dla dzieci, bądź oliwy z oliwek. Oczywiście jeśli ktoś używa już jakiegoś innego oleju (np. arganowy lub kokosowy) może wybrać swój ulubiony. Później odżywka. Najlepiej taka bez silikonów. Ja polecam odżywki Yves Rocher, które są bardzo naturalne, mają dużo wyciągów z roślin i każda z nas znajdzie odpowiednią dla swoich włosów.

Ok. Mamy składniki, warto przygotować sobie buteleczkę z atomizerem, bądź pompką, bo to ułatwia nakładanie mikstury.
Ilość jaką potrzebujemy naszej mikstury zależy od tego jakiej długości są nasze włosy, ale pamiętajmy, że nie należy przesadzać. Ogólnie moje założenie jest 2:1, czyli dwie części oleju, na jedną część odżywki.

Przygotowaną odżywkę nakładamy na całe włosy (nie martwcie się o przetłuszczanie, bo potem i tak a myjemy włosy) i zostawiamy ją na jakiś czas. Oczywiście jest to uzależnione od nas, ale najlepsze efekty osiągamy, gdy czas ten nie jest krótszy niż 45-60 minut. Oczywiście, najlepiej jest zostawić mieszankę na całą noc, ale to zależy od tego czy macie rano czas, czy nie.

Po nałożeniu oleju najlepiej jest założyć czepek, a na to ręcznik(jak zostawiamy na całą noc, to tylko czepek). Jeśli nie macie czepka, możecie użyć zwykłej foliowej reklamówki, uwierzcie, też świetnie działa.
Po odczekaniu czasu, który sobie wyznaczymy spłukujemy głowę, a później myjemy szamponem, najlepiej by był to szampon delikatny.

Oczywiście w miarę możliwości, zabieg ten należy powtarzać regularnie, by efekty były jak najlepiej widoczne. Ja staram się to robić raz w tygodniu. Ale uważam, że raz na dwa tygodnie też jest w porządku.
A co z efektami? Włosy są wygładzone, lśniące, przyjemne w dotyku. Natomiast jeśli chodzi o kręcone to z moich informacji wynika, że przez lepsze nawilżenie jakie daje olejowanie, mają lepszy skręt i nie puszą się.
Ja postanowiłam, że za dwa miesiące pokaże Wam efekty jakie mi dało olejowanie. Wkleję zdjęcia, żebyście miały lepszy wgląd :)

niedziela, 27 kwietnia 2014

ArganOil

Dziś krótko, zwięźle i pozytywnie.
Mowa będzie o olejku agranowym, który stosuje od miesiąca.
Tą małą buteleczkę zakupiłam ponad miesiąc temu w Biedronce. Zawsze chciałam spróbować olejku arganowego, ale wiecie jak jest ze studenckim budżetem. Olejek w wersji większej nie należy do najtańszych. Jak tylko zobaczyłam jego cenę stwierdziłam, że  to jest dobry moment na jego zakup. Tym bardziej, że moje włosy po zimie były w nie najlepszej kondycji i wymagały (oczywiście oprócz podcięcia końcówek) dodatkowych witamin. 
Mam manię jeśli chodzi o używanie czegoś po umyciu włosów, dlatego udawało mi się stosować go regularnie.  Wcierałam go w lekko podsuszone włosy, mniej więcej od połowy długości.
Jeśli chodzi o zalety to:
- ładnie pachnie
- jest mega wydajny (po miesiącu stosowania mam jeszcze 1/4 buteleczki)
-dobrze się rozprowadza na włosach, nie jest lepki, czy ciężki,
-szybko się wchłania
- można używać na mokre i suche włosy, nie przetłuszcza ich
Ma też swoje małe wady, ale nie są one jakoś specjalnie tragiczne. Pierwsza to buteleczka. Ma ona za duży otwór, przez to na rękę wylewa się zdecydowanie więcej produktu niż bym sobie tego życzyła. No i silikony. Ma w składzie silikony, natomiast nie jest to dla mnie tragiczną wiadomością :)

Jeśli stosowałyście ten olejek to koniecznie napiszcie mi co Wy o nim sądzicie. A może macie jakieś inne ulubione olejki do włosów? Czekam na Wasze komentarze! :)

wtorek, 22 kwietnia 2014

Nie ma weny.

Święta okropnie mnie rozleniwiły.
Dziś nie napisze nic konstruktywnego. To na pewno. Ale jestem na etapie zbierania informacji na kolejne posty. Testuję trochę kosmetyków, wzięłam się również za olejowanie włosów i odstawiłam odżywki z keratyną. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy.
W piątek szykuje się układanie włosów. Mam nadzieje, że wyjdzie coś ciekawego. Na pewno podzielę się z wami efektami mojej pracy.

piątek, 11 kwietnia 2014

tangle teezer, czyli jak pokochać rozczesywanie włosów


Już od jakiegoś czasu marzyła mi się ta szczotka. To co o niej słyszałam i przeczytałam na internecie sprawiło, że pragnęłam ją mieć. Choćby na jeden raz, sprawdzić, czy rzeczywiście jest taka wspaniała.
To co powstrzymywało mnie przed kupienie tej szczotki to jej ówczesna cena i dostępność. Nie byłam przekonana czy wydając pieniądze na zakup przez internet nie wyrzucę ich w błoto i nie dostanę słabej podróbki.
I moje zmagania przerwała w grudniu siostra mojego chłopaka, która sprezentowała mi wersję kompaktową na gwiazdkę. Byłam niesamowicie zaskoczona i szczęśliwa, że w końcu poznam działanie tego gadżetu.
Pierwsze wrażenie nie było aż takie wspaniałe, ponieważ moje włosy były uczesane i nie przekonałam się o jej działaniu. Dopiero po umyciu włosów, gdy sięgnęłam po szczotkę uwierzyłam, że jest ona naprawde genialnym wynalazkiem.
Spowodowane jest to najprawdopodobniej charakterystycznym ustawieniem igiełek.
Z włosami radzi sobie świetnie, choć jeśli ma się gęste włosy, to trzeba się na machać, bo mam wrażenie, że rozczesuje ona warstwami. Zaczyna od wierzchniej i w miarę rozczesywania dostaje się do głębszych warstw. Jak dla mnie jest to produkt idealny. Świetnie sprawdzi się dla małych dziewczynek, które nie lubią jak się ich czesze, bo szczotka ciągnie włosy. Tangle teezer na pewno tego nie zrobi. 
Bardzo polecam wypróbowanie jej. Ilość dostępnych modeli, kolorów i wzorów sprawia, że na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Ja planuje zakup wersji elite. 
A Wy używałyście tej szczotki? Jeśli tak to co o niej sądzicie? Jeśli nie, to naprawdę polecam zainwestować w nią! :)



niedziela, 6 kwietnia 2014

Biosilk- miód na końcówki, czy niszczyciel zdrowych włosów?

Kilka lat temu natrafiłam na maleństwo, które miało być zbawieniem dla włosów. Maleńka buteleczka, około 15 ml, którą dostałam od koleżanki, miała być miodem na moje końcówki. Zdecydowałam, że spróbuje, ale pamiętam że szybko się ona skończyła i nie zauważyłam niczego na moich włosach.
Nie cały miesiąc temu przypomniała mi o nim moja koleżanka, która używa go od jakiegoś czasu.
Postanowiłam wrócić do niego i przypomnieć sobie jak to działało :)
Mała buteleczka na którą trafiłam w niezłej promocji w jednym ze sklepów Biedronka (ok. 3 zł. za buteleczkę) skusiła mnie od razu. 
Odkręcając wieczko, ze środka wydobywa się mało przyjemny jak dla mnie zapach. Nieco alkoholowy, trochę jakby to był lek.
Po umyciu i delikatnym obeschnięciu włosów postanowiłam nałożyć jedwab. I tu odkryłam jego pierwszy plus. Ogromna wydajność. Moich włosów trochę jest, są długie, dlatego obawiałam się, że szybko skończę to opakowanie. Jednak nic bardziej mylnego, bowiem wystarczy jedna mała kropelka, żeby moje włosy zostały dokładnie pokryte jedwabiem. 
Jeśli chodzi o ochronę przed ciepłem suszarki, czy prostownicy, to radzi sobie całkiem nieźle. Natomiast jeśli nałoży się go na końce i pozwoli samemu wchłonąć się, to nieco przesusza końcówki, co może być wynikiem zawartości alkoholu, który jest na drugim miejscu w składzie. 
Używam go od miesiąca i nie zauważyłam jego szczególnych działań. Jest bo jest, ale wole naturalne olejki, które równie dobrze chronią włosy. 
Czy kupiłabym go ponownie? Na pewno nie po regularnej cenie, ale jeśli byłby na promocji, to możliwe, że skusiłabym się. 
A Wy stosowałyście ten jedwab? Jeśli tak to jakie są Wasze opinie? :)
 Co obiecuje nam producent:

Na koniec kilka zdjęć z ostatniego tygodnia :)





czwartek, 3 kwietnia 2014

obrażona?

Tak. Dawno mnie nie było. Nie żebym nie miała czasu, czy dostępu do internetu. Po prostu nie miałam weny na nowego posta. Wchodziłam na bloga, po czym wyłączałam go, z wewnętrznym przekonaniem, że nic konstruktywnego nie wniosę w moich wypocinach.
Dziś tak pokrótce, luźny post na temat moich włosów. Kilka zdjęć i moje małe obserwacje.

Długość moich włosów zmieniał się w ciągu tych 20 lat mojego życia diametralnie. Oczywiście do komunii miałam długie włosy, które zaraz po, obcięłam aż do ramion. I tak przez 4 lata. Krótkie, dłuższe, krótkie. W 6 klasie podstawówki za namową mojej mamy obcięłam włosy na całkiem krótko. Niestety (a może na szczęście) nie mam zdjęć z tego okresu.
W gimnazjum miałam pierwszy raz w życiu miałam grzywkę. To był błąd. Moja okrągła buzia na pewno nie wyglądała w niej korzystnie. Błąd ten popełniłam jeszcze kilka razy, za każdym razem żałując.
W liceum był bob, były krótkie włosy do ucha. Naprawdę nie mogę sobie teraz wyobrazić tego jak mogłam mieć takie krótkie włosy. Zaczęłam zapuszczać za namową mojego chłopaka, stało się to końcem 2 klasy liceum. Oczywiście obowiązywała mnie zasada nie obcinania włosów do matury i tym sposobem wyhodowałam włosy po łopatki. Spodobały mi się długie włosy, dlatego od tamtej pory utrzymuje je na stałej długości. Sięgają mi mniej więcej do połowy pleców.
Niżej macie kilka zdjęć począwszy od czasów gimnazjum (wcześniejszych nie posiadam) aż po obecny stan.